środa, 5 lutego 2014

##3

I'm just... tired.
Everything pissed me off.
I probably haven't promotion to the next class beacuse math.

#3

Jestem po prostu trochę zmęczona.
Wykończy mnie to wszystko. To co się dzieje, gdy nawet druga połówka nie może zapewnić mi bezpieczeństwa.
Jest możliwość że nie zdam z matematyki. Lovely.

wtorek, 28 stycznia 2014

##2


Today I said to boyfriend about my addiction and that I still have problem with it. He was very furious to me, yeah, I could anticipade this.
I'm angry on myself, all my ambiance inside me thinks I shouldn't eat. I'm really want to slim down. Just for myself. Now I weight 53 kilogramme. I don't want that people see how my body slim down. I feel so shame, cause I put an end all my battles from past and I still don't like myself.

My therapist told me why I suffer from insomnia. I'm too afraid of death. End of everything, black hole. It's my worst nightmare from years. And I still take codeine what make worse my healthy, so the circle haven't ending.
I think, now I can trust just You, my Diary. I haven't anything else.
Nobody stay with me.
my english sucks...

#2

Powiedziałam dzisiaj chłopakowi o swoim uzależnieniu. Że nadal trwa i nie umiem sobie z tym poradzić. Był strasznie wściekły na mnie, mogłam się tego spodziewać.
Jestem zła na siebie, bo całe moje otoczenie nie pozwala mi jeść. To strasznie głupie, ale naprawdę uważają że nie powinnam. Chciałabym jeszcze schudnąć. Tylko tyle by podobać się sobie, nic szczególnego.
Na razie ważę około 53 kilogramy. Nie chciałabym aby ktoś w moim otoczeniu widział że chcę się odchudzić. Jest mi z tego powodu strasznie wstyd że po tych wszystkich małych walkach wciąż się sobie nie podobam.
Gdyby człowiek chudł od poczucia zimna za oknem, o rany, jaka ja bym była szczęśliwa.

Chyba wiadomo już mniej-więcej dlaczego nie śpię. Wczoraj terapeutka powiedziała mi że może to być wynik bardzo dużego strachu przed śmiercią. A dopóki sama się truję na własne życzenie zamykam koło i mój strach się powiększa.
Chyba pozostaje mi ufać już tylko Tobie, Dzienniku. Nic mi więcej nie zostało.
Nikt mi więcej nie został.


poniedziałek, 27 stycznia 2014

##1

I think it's a good place to make my english better. I know nobody would to read this, so I can write anything what I want. As You can see, Diary, I', from Poland and this "diary-notebook" shoud help me with my launguage problems. I'm very shy about speaking english, shh.
In last note in polish I wrote about my codeine addiction and disturbing things what happens in my boring life. That's all for today. In future I would to describe more details but not today, sorry, Diary.
Good night.
Battle for the sunrise begin.

#1

Nie lubię dawać nazw swoim miejscom w sieci, a w szczególności bardzo nie chciałam nazywać tego bloga. Jakby w jakiś sposób nie zasługiwały na to wyszczególnienie.
Ale szybko i do rzeczy.

Nie ma tutaj żadnej sensacji. Gorących plotek na temat czyjegoś życia prywatnego. Ciekawych, zabawnych historii przepełnionych romantyzmem i wyznaniami. Wielkiego smutku, pseudo-depresyjnych notek, faktów o świecie czy zjawisk paranormalnych.
Tak szczerze mówiąc, nie ma tutaj nic ciekawego.

Więc po co w ogóle utworzyłam to miejsce? Chyba dla samej siebie. Nie ma powodu by ktokolwiek tutaj zaglądał, nie mam większej potrzeby ukrywania tego miejsca pod hasłem, skomplikowanym adresem www. którego sama nie zapamiętam bądź pod innym zabezpieczeniem. To tylko jakiś niewielki skrawek internetu, czego się bać?
Chciałabym mieć zwyczajnie internetową kartkę na której wiem że nic nie zginie. Bo w końcu to, co raz wrzucone do sieci nie może przepaść. Przynajmniej w pewnym sensie.

Jest dwudziesta trzecia zero trzy, a ja usiłuję zaleczyć po-kodeinowy ból brzucha. Mam w pamięci te nieprzyjemne uczucie jeszcze sprzed roku a nawet dłużej. Substancja ta towarzyszy mi tak długo, jak długo dzieją się rzeczy, których nie umiem wyjaśnić samej sobie, a co dopiero komukolwiek w otoczeniu.
Czasami się boję, to prawda. Kto by się nie bał. Czasem trzęsą mi się ręce i nie mogę się uchronić przed przykrymi doświadczeniami. Najgorsze jest to, że właściwie sama nie jestem pewna, czy osoby w moim otoczeniu w ogóle mogłyby pojąć wagę tego, co się dzieje. Nawet w tej chwili. Właściwie prawie w każdej sekundzie może stać się coś, co zawali mi Kosmos na głowę. W Boga nie wierzę, a sama sobie nie ufam na tyle by powierzać w siebie nadzieje. Co mam robić? 

Dzisiaj jest już chyba za późno by nad tym myśleć.
Powinnam pójść pogonić żyły ze smokami.